Wpisy archiwalne w miesiącu
Marzec, 2012
Dystans całkowity: | 375.72 km (w terenie 10.50 km; 2.79%) |
Czas w ruchu: | 21:07 |
Średnia prędkość: | 17.79 km/h |
Maksymalna prędkość: | 45.00 km/h |
Liczba aktywności: | 4 |
Średnio na aktywność: | 93.93 km i 5h 16m |
Więcej statystyk |
Powitanie wiosny z Bialskim Klubem Rowerowym
Niedziela, 25 marca 2012 | dodano:29.03.2012Kategoria 1. Miasto, 2. Okolice
Biała Podlaska - Rakowiska - Sitnik -Porosiuki - Biała Podlaska
Przejazd z Ttin w grupie ponad 120 rowerzystów, by zjeść kiełbaskę z grila. :)
fot. by Bialski Klub Rowerowy
fot. by Bialski Klub Rowerowy
Przejazd z Ttin w grupie ponad 120 rowerzystów, by zjeść kiełbaskę z grila. :)
fot. by Bialski Klub Rowerowy
fot. by Bialski Klub Rowerowy
Dane wycieczki:
Km: | 23.88 | Km teren: | 2.00 | Czas: | 01:47 | km/h: | 13.39 |
Pr. maks.: | 26.10 | Rower: | Kelly's Quartz |
Powrót
Niedziela, 18 marca 2012 | dodano:19.03.2012Kategoria 4. Polska
Odcinki: z Ttin 13 km (w Krakowie), z Transatlantykiem 16 km a reszta wśród psów ;)
Pierwszym etapem powrotu był dojazd do Tranatlantyka. Pojechałem tam z TTin dosyć przyjemnymi ulicami wschodnich dzielnic Krakowa. PO zapakowaniu się do wehikułu pojechałem do Ostrowca Świętokrzyskiego, gdzie zjadłem kolacje i ruszyłem razem z Transatlantykiem w dalsza drogę. Była godzina 21;00.
Dosłownie uczepiwszy się kolegi dosyć szybko dotarliśmy do Parku Jurajskiego w Bałtowie:
W dalsza drogę udałem się oczywiście sam i wśród ciemności jedyna rozrywką było spoglądanie na gwiazdy i śpiewanie rzewnych piosenek. :)
PO dotarciu nad Wisłę udałem się w kierunku północnym, gdzie zaskoczyła mnie jakość dróg, które prowadziły zapewne przez malownicze tereny ale niestety nie dane mi było to zobaczyć. Po jakimś czasie dotarłem do znaku, gdzie widziałem ślady niechlujnej ingerencji drogowców. ;)
Dalsze kilometry przebiegały pod szyldami: "Piesku nie chce się z Tobą bawić" oraz "Drogi tysiąca dziur i jednej łaty". Bo czynach godnych bohatera uciekłem ze skażonej zony by w uśmiechem na Twarzy dotrzeć znacznie przed czasem do Dęblina. Po zakupie podwójnej kawy spożyłem posiłek używając złotej łyżeczki ofiarowanej przez Transatlantyka. ;)
Jedzonko:
- 2 l coca coli
- pół snickersa
- duża kawa i gulasz z ryżem na koniec;)
Gminy: 8+2(zagubione)
Brutto: 7 godz. (17km/h)
Pierwszym etapem powrotu był dojazd do Tranatlantyka. Pojechałem tam z TTin dosyć przyjemnymi ulicami wschodnich dzielnic Krakowa. PO zapakowaniu się do wehikułu pojechałem do Ostrowca Świętokrzyskiego, gdzie zjadłem kolacje i ruszyłem razem z Transatlantykiem w dalsza drogę. Była godzina 21;00.
Dosłownie uczepiwszy się kolegi dosyć szybko dotarliśmy do Parku Jurajskiego w Bałtowie:
W dalsza drogę udałem się oczywiście sam i wśród ciemności jedyna rozrywką było spoglądanie na gwiazdy i śpiewanie rzewnych piosenek. :)
PO dotarciu nad Wisłę udałem się w kierunku północnym, gdzie zaskoczyła mnie jakość dróg, które prowadziły zapewne przez malownicze tereny ale niestety nie dane mi było to zobaczyć. Po jakimś czasie dotarłem do znaku, gdzie widziałem ślady niechlujnej ingerencji drogowców. ;)
Dalsze kilometry przebiegały pod szyldami: "Piesku nie chce się z Tobą bawić" oraz "Drogi tysiąca dziur i jednej łaty". Bo czynach godnych bohatera uciekłem ze skażonej zony by w uśmiechem na Twarzy dotrzeć znacznie przed czasem do Dęblina. Po zakupie podwójnej kawy spożyłem posiłek używając złotej łyżeczki ofiarowanej przez Transatlantyka. ;)
Jedzonko:
- 2 l coca coli
- pół snickersa
- duża kawa i gulasz z ryżem na koniec;)
Gminy: 8+2(zagubione)
Brutto: 7 godz. (17km/h)
Dane wycieczki:
Km: | 118.20 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:04 | km/h: | 19.48 |
Pr. maks.: | 45.00 | Rower: | Kelly's Quartz |
Dojazdy
Sobota, 17 marca 2012 | dodano:19.03.2012Kategoria 4. Polska
Dojazd w Rzeszowie po dyplom oraz dojazd w Krakowie z Dworca :D
Dane wycieczki:
Km: | 8.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:22 | km/h: | 23.18 |
Pr. maks.: | 42.00 | Rower: | Kelly's Quartz |
Praca dyplomowa
Postanowiłem wybrać się do Rzeszowa w celu odebrania pewnego dyplomu ;)
Oczywiście z braku czasu skłoniłem się do wycieczki całonocnej, co byłoby niezłym treningiem przed jakimś tam maratonem. Od ostatniej jazdy minęło czasu. Zmieniłem opony na szosowe, założyłem lemondke, przeinstalowałem ulocka na widelec oraz zainstalowałem nowy licznik otrzymany podczas imprezy urodzinowej :D
Wyruszyłem po godzinie 16ej spożywszy zacny obiad. Pierwszym zadaniem było dopompować koła do satysfakcjonującej twardości, więc udałem się na stację paliw. pryknąłem tam po 4.5 atmosfer i chciałem wyruszyć w trasę. Niestety zaskoczył mnie ulock, który wyłamał uchwyt i opadł na ziemię. Po wciśnięciu go do małej sakwy ruszyłem wreszcie zwiedzać Świat. Niestety wszelkie plusy nie przysłoniły minusów, wśród których był jeden dosyć znaczny - wiatr w twarz przez cała drogę o sile 5 m/s.
Zanim nastał zmrok spotkałem klucz gąsek:
Temperatura była zbyt niska by jechać bez rękawiczek, wiec założyłem jedyne jakie maiłem czyli z membraną. Niestety było jeszcze zbyt ciepło co skutkowało szybkim zapoceniem rękawiczek co skutkowało późniejszym szybkim wychładzaniem dłoni podczas postojów.
W Parczewie zatrzymałem się na małą przekąskę, by następnie pomylić drogi 'wielkim mieście" zarazem dokładając sobie jakieś 2 km. Pomyłka ta skutkowała spotkaniem z tubylcem, który powracał z roboty do Tyśmienicy. Zważywszy na to, że posiadał dosyć głośne radyjko wspólna jazda odbyła się w dosyć radosnym klimacie. Dowiedziałem się też, ze koledzy mu zazdroszczą mięśni nóg i chcą. takie na klacie. ;)
Przed Ostrowcem Lubelskim zrobiłem, krótki postój wśród miliardów gwiazd, których oczywiście na zdjęciu nie widać.
Kilka kilometrów dalej dostałem do Zawieprzyc, gdzie trzeba było przedrzeć się błotnista droga przez miła puszczę. Musiałem wtedy załączyć amorek, który zapomniałem później zablokować. Skutkowało to, ze kilka kilometrów przed Lublinem całkowicie zdechłem na mikro pagórkach. PO zorientowaniu się w czym tkwi problem dalsza droga przebiegała już znacznie korzystniej dla organizmu. ;)
Dosyć szybko uciekłem z Lublina i objeżdżając Zalew Zemborzycki trafiłem na bardzo dobro dróżkę, która przez wiele kilometrów prowadziła mnie wsi Zakrzówek-Osada. Stamtąd pojechałem skrótem przez las, gdzie czekała mnie walka z płytami betonowymi oraz kamienną ścieżką.
Po kilki kilometrach ukazał się upragniony widok.
Za Kraśnikiem niestety wpadłem w niezłe bagno:
Po spojrzeniu na licznik zauważyłem, ze takim tempem nie ma szans dojechać na czas do Rzeszowa, więc celem stała się Stalowa Wola skąd postanowiłem podjechać pociągiem.
Poranek przywitał mnie temperaturą na poziomie -3, więc troszkę rozbudzony parłem dalej czekając na słońce. Po dosyć żwawej jeździe dosyć szybko dotarłem nad San.
Jedzonko:
- 1l izotonik
- 3l coca coli
- 40 dkg pierniczków
- kilka racuchów
- snickers
- duża i mała kawa
- 2 hotdogi
Gminy: 8
Brutto: 15 godzin (15km/h)
Oczywiście z braku czasu skłoniłem się do wycieczki całonocnej, co byłoby niezłym treningiem przed jakimś tam maratonem. Od ostatniej jazdy minęło czasu. Zmieniłem opony na szosowe, założyłem lemondke, przeinstalowałem ulocka na widelec oraz zainstalowałem nowy licznik otrzymany podczas imprezy urodzinowej :D
Wyruszyłem po godzinie 16ej spożywszy zacny obiad. Pierwszym zadaniem było dopompować koła do satysfakcjonującej twardości, więc udałem się na stację paliw. pryknąłem tam po 4.5 atmosfer i chciałem wyruszyć w trasę. Niestety zaskoczył mnie ulock, który wyłamał uchwyt i opadł na ziemię. Po wciśnięciu go do małej sakwy ruszyłem wreszcie zwiedzać Świat. Niestety wszelkie plusy nie przysłoniły minusów, wśród których był jeden dosyć znaczny - wiatr w twarz przez cała drogę o sile 5 m/s.
Zanim nastał zmrok spotkałem klucz gąsek:
Temperatura była zbyt niska by jechać bez rękawiczek, wiec założyłem jedyne jakie maiłem czyli z membraną. Niestety było jeszcze zbyt ciepło co skutkowało szybkim zapoceniem rękawiczek co skutkowało późniejszym szybkim wychładzaniem dłoni podczas postojów.
W Parczewie zatrzymałem się na małą przekąskę, by następnie pomylić drogi 'wielkim mieście" zarazem dokładając sobie jakieś 2 km. Pomyłka ta skutkowała spotkaniem z tubylcem, który powracał z roboty do Tyśmienicy. Zważywszy na to, że posiadał dosyć głośne radyjko wspólna jazda odbyła się w dosyć radosnym klimacie. Dowiedziałem się też, ze koledzy mu zazdroszczą mięśni nóg i chcą. takie na klacie. ;)
Przed Ostrowcem Lubelskim zrobiłem, krótki postój wśród miliardów gwiazd, których oczywiście na zdjęciu nie widać.
Kilka kilometrów dalej dostałem do Zawieprzyc, gdzie trzeba było przedrzeć się błotnista droga przez miła puszczę. Musiałem wtedy załączyć amorek, który zapomniałem później zablokować. Skutkowało to, ze kilka kilometrów przed Lublinem całkowicie zdechłem na mikro pagórkach. PO zorientowaniu się w czym tkwi problem dalsza droga przebiegała już znacznie korzystniej dla organizmu. ;)
Dosyć szybko uciekłem z Lublina i objeżdżając Zalew Zemborzycki trafiłem na bardzo dobro dróżkę, która przez wiele kilometrów prowadziła mnie wsi Zakrzówek-Osada. Stamtąd pojechałem skrótem przez las, gdzie czekała mnie walka z płytami betonowymi oraz kamienną ścieżką.
Po kilki kilometrach ukazał się upragniony widok.
Za Kraśnikiem niestety wpadłem w niezłe bagno:
Po spojrzeniu na licznik zauważyłem, ze takim tempem nie ma szans dojechać na czas do Rzeszowa, więc celem stała się Stalowa Wola skąd postanowiłem podjechać pociągiem.
Poranek przywitał mnie temperaturą na poziomie -3, więc troszkę rozbudzony parłem dalej czekając na słońce. Po dosyć żwawej jeździe dosyć szybko dotarłem nad San.
Jedzonko:
- 1l izotonik
- 3l coca coli
- 40 dkg pierniczków
- kilka racuchów
- snickers
- duża i mała kawa
- 2 hotdogi
Gminy: 8
Brutto: 15 godzin (15km/h)
Dane wycieczki:
Km: | 225.14 | Km teren: | 8.50 | Czas: | 12:54 | km/h: | 17.45 |
Pr. maks.: | 41.00 | Rower: | Kelly's Quartz |