Wpisy archiwalne w kategorii
4. Polska
Dystans całkowity: | 12134.06 km (w terenie 287.50 km; 2.37%) |
Czas w ruchu: | 661:44 |
Średnia prędkość: | 18.34 km/h |
Maksymalna prędkość: | 67.00 km/h |
Suma podjazdów: | 4710 m |
Liczba aktywności: | 78 |
Średnio na aktywność: | 155.56 km i 8h 29m |
Więcej statystyk |
Wycieczka po mleko cz. 1
Biała Podlaska - Hrud - Gnojno - Niemirów - Tokary - Jancewicze - Nurzec - Zabłocie - Makarki - Pobikry - Perlejewo - Granne - Skrzeszew
Po dosyć szybkich ustaleniach z kilkoma osobami z Mazowsza postanowiłem udać się tym razem na północ po kilka gmin, które zostawiłem po zeszłorocznej wycieczce. To, co udało się zaplanować, to prawie 200 km przejazd po Podlasiu, jednak pobudka z 3 godzinnym poślizgiem troszkę zaczęła korygować plan dnia. ;)
Sprawnie poszło dotarcie do przeprawy promowej, gdzie trzeba było troszkę przystanąć w oczekiwaniu na przewoźnika. Z Niemirowa udałem się gruntową dróżką na północ w kierunku Tokar. Mimo niewielu piaszczystych odcinków jechało się nadzwyczaj przyjemnie, by po paru kilometrach opuścić las i mimowolnie pojechać nieplanowaną drogą wzdłuż granicy polsko-białoruskiej. Po wjechaniu do gminy Czeremcha postanowiłem od razu odbić w kierunku Jancewicz. Za wioską nie było już po czym jechać, a na dodatek pojawiły się jakieś wydmy :D Dalej nie było lepiej, bo w wiosce Wólka Nurzecka nie było niczego, co by
nadawało się do dalszej jazdy, jednak dzięki pomocy pary staruszków trafiłem na właściwą drogę.
Niestety powoli zacząłem zmieniać trasę, bowiem zamiast upragnionego asfaltu napotykałem na nawierzchnie niesprzyjające długim trasom, a tym samym ruchowi lokalnemu, który ograniczał się do jednego samochodu na godzinę.
W Pobikrach nastąpił zwrot na południowy zachód, co skutkowało wreszcie wiatrem w plecy. Po chwili zdobyłem ostatnią dziś gminę - Perlejewo, by niedługo znaleźć się przy Bugu, wzdłuż którego dotarłem do drogi krajowej, skąd było już blisko do punktu spotkania z Psyche, Tranquilo i Robertem. :)
Dzień zakończyliśmy uroczystym ogniskiem, podczas którego zajadaliśmy się wiejskimi pysznościami :D
Dosyć sprawnie udało się uciec z płaskich rejonów :D (Bubel Stary)
Po dotarciu nad Bug musiałem cierpliwie poczekać na przewoźnika. (Gnojno)
Najładniejsze oznaczenie szlaku rowerowego jakie spotkałem do tej pory. (Klukowicze)
Sponsorem dzisiejszego dnia była literka B jak bruk. :P (Pobikry)
Przy ognisku Robert został zaatakowany przez obcego... (Skrzeszew)
Po dosyć szybkich ustaleniach z kilkoma osobami z Mazowsza postanowiłem udać się tym razem na północ po kilka gmin, które zostawiłem po zeszłorocznej wycieczce. To, co udało się zaplanować, to prawie 200 km przejazd po Podlasiu, jednak pobudka z 3 godzinnym poślizgiem troszkę zaczęła korygować plan dnia. ;)
Sprawnie poszło dotarcie do przeprawy promowej, gdzie trzeba było troszkę przystanąć w oczekiwaniu na przewoźnika. Z Niemirowa udałem się gruntową dróżką na północ w kierunku Tokar. Mimo niewielu piaszczystych odcinków jechało się nadzwyczaj przyjemnie, by po paru kilometrach opuścić las i mimowolnie pojechać nieplanowaną drogą wzdłuż granicy polsko-białoruskiej. Po wjechaniu do gminy Czeremcha postanowiłem od razu odbić w kierunku Jancewicz. Za wioską nie było już po czym jechać, a na dodatek pojawiły się jakieś wydmy :D Dalej nie było lepiej, bo w wiosce Wólka Nurzecka nie było niczego, co by
nadawało się do dalszej jazdy, jednak dzięki pomocy pary staruszków trafiłem na właściwą drogę.
Niestety powoli zacząłem zmieniać trasę, bowiem zamiast upragnionego asfaltu napotykałem na nawierzchnie niesprzyjające długim trasom, a tym samym ruchowi lokalnemu, który ograniczał się do jednego samochodu na godzinę.
W Pobikrach nastąpił zwrot na południowy zachód, co skutkowało wreszcie wiatrem w plecy. Po chwili zdobyłem ostatnią dziś gminę - Perlejewo, by niedługo znaleźć się przy Bugu, wzdłuż którego dotarłem do drogi krajowej, skąd było już blisko do punktu spotkania z Psyche, Tranquilo i Robertem. :)
Dzień zakończyliśmy uroczystym ogniskiem, podczas którego zajadaliśmy się wiejskimi pysznościami :D
Dosyć sprawnie udało się uciec z płaskich rejonów :D (Bubel Stary)
Po dotarciu nad Bug musiałem cierpliwie poczekać na przewoźnika. (Gnojno)
Najładniejsze oznaczenie szlaku rowerowego jakie spotkałem do tej pory. (Klukowicze)
Sponsorem dzisiejszego dnia była literka B jak bruk. :P (Pobikry)
Przy ognisku Robert został zaatakowany przez obcego... (Skrzeszew)
Dane wycieczki:
Km: | 146.35 | Km teren: | 48.00 | Czas: | 07:44 | km/h: | 18.92 |
Pr. maks.: | 40.00 | Rower: | Kelly's Quartz |
Dojazd do Grybowa
Niedziela, 15 maja 2011 | dodano:16.05.2011Kategoria 4. Polska
Radocyna - Gładyszów - Uście Gorlickie - Grybów
EEEEmmmmeeees i cerkiew.
EEEEmmmmeeees i cerkiew.
Dane wycieczki:
Km: | 45.88 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:45 | km/h: | 16.68 |
Pr. maks.: | 56.00 | Rower: | Kelly's Quartz |
Trasa Zlotowa
Sobota, 14 maja 2011 | dodano:16.05.2011Kategoria 4. Polska
Radocyna - Zdynia - Małastów - Jasionka - Radocyna
Zlotowy przejazd przebiegał przez bardzo malownicze tereny.
Trzeba było jednak zatrzymać się w celu uzupełnienia straconych kalorii.
Na szczycie przełęczy Małastowskiej.
Kolejny podjazd i kolejny odpoczynek.
Powrót wśród bydła do schroniska. ;)
Zlotowy przejazd przebiegał przez bardzo malownicze tereny.
Trzeba było jednak zatrzymać się w celu uzupełnienia straconych kalorii.
Na szczycie przełęczy Małastowskiej.
Kolejny podjazd i kolejny odpoczynek.
Powrót wśród bydła do schroniska. ;)
Dane wycieczki:
Km: | 36.72 | Km teren: | 18.00 | Czas: | 02:19 | km/h: | 15.85 |
Pr. maks.: | 59.00 | Rower: | Kelly's Quartz |
Na zlot 2011 dzień 5
Piątek, 13 maja 2011 | dodano:16.05.2011Kategoria 4. Polska
Szklary - Dynów - Wara - Brzozów - Rymanów - Tylawa - Krempna - Radocyna
Ostatni nocleg zorganizowawszy po niezłym podjeździe na górce, na skraju lasu. :D
Ten to miał szczęście podczas podróży.
Radosna fotka podczas jedynego deszczu od 4 dni.
Ocalić od zapomnienia. :)
Kładka wisząca dała sporo radości :D
Wolimy przyspieszyć...
po przejechaniu strumienia w kilku miejscach dotarliśmy około 20ej do Radocyny.
Ostatni nocleg zorganizowawszy po niezłym podjeździe na górce, na skraju lasu. :D
Ten to miał szczęście podczas podróży.
Radosna fotka podczas jedynego deszczu od 4 dni.
Ocalić od zapomnienia. :)
Kładka wisząca dała sporo radości :D
Wolimy przyspieszyć...
po przejechaniu strumienia w kilku miejscach dotarliśmy około 20ej do Radocyny.
Dane wycieczki:
Km: | 124.74 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:38 | km/h: | 16.34 |
Pr. maks.: | 53.00 | Rower: | Kelly's Quartz |
Na zlot 2011 dzień 4
Czwartek, 12 maja 2011 | dodano:16.05.2011Kategoria 4. Polska
Górecko Kościelne - Biłgoraj - Tarnogród - Sieniawa - Przeworsk - Szklary
Za ciche miejsce - Górecko Kościelne.
Był nawet basen...
oraz róża drogowskazów.
Podczas serwisowania roweru Pająka w składziku można było znaleźć takie perełki...
a to już rower w oczekiwaniu na nowy widelec.
Za ciche miejsce - Górecko Kościelne.
Był nawet basen...
oraz róża drogowskazów.
Podczas serwisowania roweru Pająka w składziku można było znaleźć takie perełki...
a to już rower w oczekiwaniu na nowy widelec.
Dane wycieczki:
Km: | 123.49 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:24 | km/h: | 19.30 |
Pr. maks.: | 0.00 | Rower: | Kelly's Quartz |
Na zlot 2011 dzień 3
Środa, 11 maja 2011 | dodano:16.05.2011Kategoria 4. Polska
Sielec - Wojsławice - Grabowiec - Iłowiec - Zamość - Krasnobród - Górecko Kościelne
Zaczęły się pagórki, więc mimowolnie wylądowaliśmy w mrocznym lesie. ;)
Podczas przerwy śniadaniowej zdobyliśmy skuter.
Sesja fotograficzna w bibliotece w Wojsławicach
Przepiękne widoki zatrzymywały nas dosyć często.
Chwila wytchnienia w Zamościu.
Wydostając się z miasta trafiliśmy na niebezpieczne drogi gdzie Pająk uszkodził widelec.
Niecodzienna galeria w lesie przy gospodarstwie. Łabędź z opony.
Jeleń ;)
AAaa kotki dwa a jeden strażak.
Smok prawie jak wawelski.
Hello, i love you...
Zaczęły się pagórki, więc mimowolnie wylądowaliśmy w mrocznym lesie. ;)
Podczas przerwy śniadaniowej zdobyliśmy skuter.
Sesja fotograficzna w bibliotece w Wojsławicach
Przepiękne widoki zatrzymywały nas dosyć często.
Chwila wytchnienia w Zamościu.
Wydostając się z miasta trafiliśmy na niebezpieczne drogi gdzie Pająk uszkodził widelec.
Niecodzienna galeria w lesie przy gospodarstwie. Łabędź z opony.
Jeleń ;)
AAaa kotki dwa a jeden strażak.
Smok prawie jak wawelski.
Hello, i love you...
Dane wycieczki:
Km: | 116.69 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:25 | km/h: | 18.19 |
Pr. maks.: | 51.00 | Rower: | Kelly's Quartz |
Troll na gminobraniu
Sobota, 16 kwietnia 2011 | dodano:17.04.2011Kategoria 4. Polska
Biała Podlaska - Stare Szpaki - Nowy Bartków - Paprotnia - Suchożebry - Osiny Górne -Sokołów Podlaski - Kupientyn - Miedzna - Węgrów - Gruszczyno - Korytnica - Trawy - Strachówka - Kąty Gorucza - Dobre - Wierzbno - Grębków - Kałuszyn - Mrozy - Mińsk Mazowiecki - Warszawa
Korzystając z wolnego weekendu postanowiłem zrobić czego nie miałem zamiaru robić. W ten sposób zrodził się pomysł by przejechać się po mazowieckich gminach jednego dnia z dystansem, który przyprawia o dreszcze. ;)
Szczególnie nie przygotowywałem się do tej tarasy, więc zainstalowałem lemondkę, zapakowałem małą sakwę (spodnie cywilne, koszulka, kosmetyczka, ręcznik, aparat z mniejszym obiektywem, podkowa, pół kilo markiz typu hit, 3 batoniki zbożowe).Ciuszki na siebie to długie spodnie lekko ocieplane na szelkach, koszulka poliestrowa, polar z Lidla, softshell, czapka polarowa i rękawiczki polarowe.
Wyruszyłem oczywiście z godzinnym opóźnieniem względem planowanego o godzinie 4:20. Pierwsza gmina wpadła mi w ręce dopiero po przejechaniu około 60 km. Jechało się bardzo przyjemnie mimo, że wiatr wiał z blisko niekreślonej strony ale na szczęście nie był zbyt silny by zniechęcić od jazdy. Za Suchożebrami okazało się, ze muszę wjechać w las jadąc piaszczysta dróżką a przy okazji miałem służbowy telefon ;P myślałem, że za lasem będzie lepiej ale nie było, wiec do dzienniczka wpadło kilkanaście kilometrów w terenie nieprzystosowanym do opon 1.6.
Później było już tylko lepiej nie licząc jazdy brukiem w okolicach Sokołowa (spotkałem nawet dwa bażanty?!). Przez chwile zaczęły mnie pobolewać plecy ale z czasem i przy dosyć częstym zmianom pozycji przestałem na to zwracać uwagi :). W Węgrowie za poradą Transatlantyka zjadłem obiadek (Schabowy świeżo tłuczony z frytkami i surówka, a na deser loda). Dalej pojechałem na północ i musiałem odbić z głównej drogi na lokalna pozbawiona asfaltu to zapytałem się miłych dam czy dalej będzie taka sama miło ubita nawierzchnia. Potwierdziły ale nie była. Znów troszkę spędziłem czasu w piaskach ale dotarłem wreszcie do najbardziej wysuniętego na północ punktu wycieczki w Gruszczynie. Tutaj nastąpił miły zwrot na południe, gdzie nadzwyczaj prędko jechało się z wiatrem.
Dalej po wielu zmianach kierunku jazdy i zepsuciu bidonu dotarłem do Strachówki, gdzie wypadało jechać "czerwoną" pięćdziesiątką, która niestety jest pozbawiona pobocza co kusiło wielu kierowców by mnie zabić :P. Na szczęście niedługo uciekłem w Kątach-Borucza w las. Niedługo się ściemniło, więc musiałem zrezygnować z niepewnych dróg, by nie wpakować się w jakieś dziury. Po dojechaniu do Kałuszyna i odskoczeniu na Mrozy i Cegłów dalej jechał już tylko krajowa dwójka, gdzie gładziutki asfalt prowadził na zachód. W Mińsku musiałem powalczyć troszkę z ichniejszymi ścieżkami rowerowymi oraz na rozbudzenie wypiłem prawie pół litra kawy. Niestety za miastem trwał remont więc trzeba było być czujnym. Niestety jakiś czas później zatrzymałem równo z krawężnikiem jakiś miłej wysepki, która wyrosła przede mną. ;) To było pierwsze o ostatnie ostrzeżenie bowiem kilkanaście kilometrów przed Zakrętem też spotkałem równie niewidoczną wysepkę ale tym razem skończyło się na bliskim spotkaniu bowiem ręce miałem na lemondce i nie zdążyłem złapać hamulca. Krawężnik tym razem mnie nie zatrzymał a znak znajdujący się za nim. ;) Lemondka przyjęła cios na siebie ustawiając się na sztorc a lewa manetka nie była gorsza i poszła w dół. Licznik tez troszkę wziął na siebie i osamotnił kierownicę jednak bez uszczerbku w działaniu, kabelki dzielnie go trzymały do końca wycieczki. O dziwo chyba nic mi się nie stało. :D
Wjazd do Warszawy był bardzo miły bo po północy, więc ruch był znikomy i mogłem spokojnie wjechać na estakady i pojechać na most Siekierkowski. Przed mostem zachciałem być porządnym rowerzystą więc zjechałem na dróżkę rowerową. Wybór może i dobry ale bez mapy przejechanie przez most prawie niewykonalne. udało mi się nawet dotrzeć do takiego miejsca gdzie znalazłem się pomiędzy barierką a ekranem dźwiękochłonnym bez możliwości nawrotu, więc musiałem rower przenieść go na trasę. :D Miałem zrobić jeszcze słodka fotkę z mostem w tle ale niestety go zgasili. :P
Przy każdej gminie zajadałem się ciasteczkiem co dodawało energii do dalszej jazdy.
Mglisty poranek w okolicach Hruszniewa.
Pierwsza gmina :D
Gminna droga w Hołubii - nazwali to przełomy. ;)
Swojsko w Osinach-Dolnych
Krzywo w Miedznie.
Ruchliwa "pięćdziesiątka". :P
PS: Chodzę i jestem przepełniony szczęśliwością :D
E: poprawiona data
Czas brutto 21h 40m
Korzystając z wolnego weekendu postanowiłem zrobić czego nie miałem zamiaru robić. W ten sposób zrodził się pomysł by przejechać się po mazowieckich gminach jednego dnia z dystansem, który przyprawia o dreszcze. ;)
Szczególnie nie przygotowywałem się do tej tarasy, więc zainstalowałem lemondkę, zapakowałem małą sakwę (spodnie cywilne, koszulka, kosmetyczka, ręcznik, aparat z mniejszym obiektywem, podkowa, pół kilo markiz typu hit, 3 batoniki zbożowe).Ciuszki na siebie to długie spodnie lekko ocieplane na szelkach, koszulka poliestrowa, polar z Lidla, softshell, czapka polarowa i rękawiczki polarowe.
Wyruszyłem oczywiście z godzinnym opóźnieniem względem planowanego o godzinie 4:20. Pierwsza gmina wpadła mi w ręce dopiero po przejechaniu około 60 km. Jechało się bardzo przyjemnie mimo, że wiatr wiał z blisko niekreślonej strony ale na szczęście nie był zbyt silny by zniechęcić od jazdy. Za Suchożebrami okazało się, ze muszę wjechać w las jadąc piaszczysta dróżką a przy okazji miałem służbowy telefon ;P myślałem, że za lasem będzie lepiej ale nie było, wiec do dzienniczka wpadło kilkanaście kilometrów w terenie nieprzystosowanym do opon 1.6.
Później było już tylko lepiej nie licząc jazdy brukiem w okolicach Sokołowa (spotkałem nawet dwa bażanty?!). Przez chwile zaczęły mnie pobolewać plecy ale z czasem i przy dosyć częstym zmianom pozycji przestałem na to zwracać uwagi :). W Węgrowie za poradą Transatlantyka zjadłem obiadek (Schabowy świeżo tłuczony z frytkami i surówka, a na deser loda). Dalej pojechałem na północ i musiałem odbić z głównej drogi na lokalna pozbawiona asfaltu to zapytałem się miłych dam czy dalej będzie taka sama miło ubita nawierzchnia. Potwierdziły ale nie była. Znów troszkę spędziłem czasu w piaskach ale dotarłem wreszcie do najbardziej wysuniętego na północ punktu wycieczki w Gruszczynie. Tutaj nastąpił miły zwrot na południe, gdzie nadzwyczaj prędko jechało się z wiatrem.
Dalej po wielu zmianach kierunku jazdy i zepsuciu bidonu dotarłem do Strachówki, gdzie wypadało jechać "czerwoną" pięćdziesiątką, która niestety jest pozbawiona pobocza co kusiło wielu kierowców by mnie zabić :P. Na szczęście niedługo uciekłem w Kątach-Borucza w las. Niedługo się ściemniło, więc musiałem zrezygnować z niepewnych dróg, by nie wpakować się w jakieś dziury. Po dojechaniu do Kałuszyna i odskoczeniu na Mrozy i Cegłów dalej jechał już tylko krajowa dwójka, gdzie gładziutki asfalt prowadził na zachód. W Mińsku musiałem powalczyć troszkę z ichniejszymi ścieżkami rowerowymi oraz na rozbudzenie wypiłem prawie pół litra kawy. Niestety za miastem trwał remont więc trzeba było być czujnym. Niestety jakiś czas później zatrzymałem równo z krawężnikiem jakiś miłej wysepki, która wyrosła przede mną. ;) To było pierwsze o ostatnie ostrzeżenie bowiem kilkanaście kilometrów przed Zakrętem też spotkałem równie niewidoczną wysepkę ale tym razem skończyło się na bliskim spotkaniu bowiem ręce miałem na lemondce i nie zdążyłem złapać hamulca. Krawężnik tym razem mnie nie zatrzymał a znak znajdujący się za nim. ;) Lemondka przyjęła cios na siebie ustawiając się na sztorc a lewa manetka nie była gorsza i poszła w dół. Licznik tez troszkę wziął na siebie i osamotnił kierownicę jednak bez uszczerbku w działaniu, kabelki dzielnie go trzymały do końca wycieczki. O dziwo chyba nic mi się nie stało. :D
Wjazd do Warszawy był bardzo miły bo po północy, więc ruch był znikomy i mogłem spokojnie wjechać na estakady i pojechać na most Siekierkowski. Przed mostem zachciałem być porządnym rowerzystą więc zjechałem na dróżkę rowerową. Wybór może i dobry ale bez mapy przejechanie przez most prawie niewykonalne. udało mi się nawet dotrzeć do takiego miejsca gdzie znalazłem się pomiędzy barierką a ekranem dźwiękochłonnym bez możliwości nawrotu, więc musiałem rower przenieść go na trasę. :D Miałem zrobić jeszcze słodka fotkę z mostem w tle ale niestety go zgasili. :P
Przy każdej gminie zajadałem się ciasteczkiem co dodawało energii do dalszej jazdy.
Mglisty poranek w okolicach Hruszniewa.
Pierwsza gmina :D
Gminna droga w Hołubii - nazwali to przełomy. ;)
Swojsko w Osinach-Dolnych
Krzywo w Miedznie.
Ruchliwa "pięćdziesiątka". :P
PS: Chodzę i jestem przepełniony szczęśliwością :D
E: poprawiona data
Czas brutto 21h 40m
Dane wycieczki:
Km: | 331.07 | Km teren: | 19.00 | Czas: | 16:21 | km/h: | 20.25 |
Pr. maks.: | 41.00 | Rower: | Kelly's Quartz |
Gminobranie z Lanckorony do Krakowa
Niedziela, 20 marca 2011 | dodano:21.03.2011Kategoria 4. Polska
Lanckorona - Zarzyce - Radziszów - Skawina - Kraków
Dzień wcześniej dotarłem do przytulnego schroniska w Lanckoronie a dziś niestety trzeba było jechać dalej. ;)
Po orzeźwiającym zjedzie z górki spotkałem oczekiwanego Furmana, który wyrozumiale pilotował mnie do końca. Po drodze odwiedziliśmy Skawinę. :)
Zanim się obejrzałem, byliśmy już nad Wisłą. Kolejnym uczestnikiem przejazdu ścieżką rowerową był Skolioza a w okolicy "Belwederu" dołączył Waxmund. Natomiast na spotkanie z MarkiemR zawróciliśmy kilka km by zrobić tą fotkę. ;)
Po drodze jednemu z nas uszło powietrze ale długo nie musiał czekać na zapasową gumę. :)
Na koniec zmusiłem ich do wizyty pod "wiadomo czym". ;)
Ostatni odcinek podroży przejechałem nowoczesnym pociągiem TLK "skradzionym" z linii Warszawa-Łódź oczywiście bez miejsca na rower. :P
Dzień wcześniej dotarłem do przytulnego schroniska w Lanckoronie a dziś niestety trzeba było jechać dalej. ;)
Po orzeźwiającym zjedzie z górki spotkałem oczekiwanego Furmana, który wyrozumiale pilotował mnie do końca. Po drodze odwiedziliśmy Skawinę. :)
Zanim się obejrzałem, byliśmy już nad Wisłą. Kolejnym uczestnikiem przejazdu ścieżką rowerową był Skolioza a w okolicy "Belwederu" dołączył Waxmund. Natomiast na spotkanie z MarkiemR zawróciliśmy kilka km by zrobić tą fotkę. ;)
Po drodze jednemu z nas uszło powietrze ale długo nie musiał czekać na zapasową gumę. :)
Na koniec zmusiłem ich do wizyty pod "wiadomo czym". ;)
Ostatni odcinek podroży przejechałem nowoczesnym pociągiem TLK "skradzionym" z linii Warszawa-Łódź oczywiście bez miejsca na rower. :P
Dane wycieczki:
Km: | 57.63 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:07 | km/h: | 18.49 |
Pr. maks.: | 45.00 | Rower: | Kelly's Quartz |
Gminobranie z Tych do Lanckorony
Sobota, 19 marca 2011 | dodano:21.03.2011Kategoria 4. Polska
Tychy - Bieruń - Bojszowy - Brzeszcze - Osiek - Wieprz - Wadowice - Stryszów - Lanckorona
Korzystając z okazji, że miałem pojawić się w Tychach nie omieszkałem zabrać ze sobą roweru. Jak przyjechałem dzień wcześniej to kompletnie przemoczyłem się stosując śnieg i błoto pośniegowe na całym ciele. Na wycieczkę udało się troszkę wszystko wysuszyć i z samego rana w południe wyruszyłem w trasę. ;)
Po sprawnej ucieczce z Tychów na początku zajrzałem do Bierunia i spotkałem Utopca z urzędem w tle. ;)
Następnym punktem wycieczki była Gmina Bojszowy, gdzie o mało włos nie zostałem pogoniony przez ochroniarza ale jak zobaczył, że robię zdjęcie i wsiadam na rower to go zamurowało.
Kilka kilometrów wcześniej rozkręciła się tylna przerzutka ale o dziwo udało się wszystko złożyć do kupy i nawet podziałać przez dalsza cześć podroży.
Góra z góra się nie zejdzie ale ulica główna z główna - tak. :) W tym momencie spotkałem jedyny deszcz w ciągu dwóch dni.
W Wadowicach cały rynek rozkopany a najsmaczniejsze kremówki zjedzone...
Stryszów wita wieczorowa porą. :)
Czas brutto: 8h30m
Korzystając z okazji, że miałem pojawić się w Tychach nie omieszkałem zabrać ze sobą roweru. Jak przyjechałem dzień wcześniej to kompletnie przemoczyłem się stosując śnieg i błoto pośniegowe na całym ciele. Na wycieczkę udało się troszkę wszystko wysuszyć i z samego rana w południe wyruszyłem w trasę. ;)
Po sprawnej ucieczce z Tychów na początku zajrzałem do Bierunia i spotkałem Utopca z urzędem w tle. ;)
Następnym punktem wycieczki była Gmina Bojszowy, gdzie o mało włos nie zostałem pogoniony przez ochroniarza ale jak zobaczył, że robię zdjęcie i wsiadam na rower to go zamurowało.
Kilka kilometrów wcześniej rozkręciła się tylna przerzutka ale o dziwo udało się wszystko złożyć do kupy i nawet podziałać przez dalsza cześć podroży.
Góra z góra się nie zejdzie ale ulica główna z główna - tak. :) W tym momencie spotkałem jedyny deszcz w ciągu dwóch dni.
W Wadowicach cały rynek rozkopany a najsmaczniejsze kremówki zjedzone...
Stryszów wita wieczorowa porą. :)
Czas brutto: 8h30m
Dane wycieczki:
Km: | 105.08 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:45 | km/h: | 15.57 |
Pr. maks.: | 44.00 | Rower: | Kelly's Quartz |
Góry Świętokrzyskie dz.2
Środa, 20 października 2010 | dodano:20.10.2010Kategoria 4. Polska
Widełki - Raków - Ujazd - Sarnia Zwola - Ostrowiec Świętokrzyski
Dane licznikowe uśrednione bo zresetowałem w połowie dystansu...;)
Dane licznikowe uśrednione bo zresetowałem w połowie dystansu...;)
Dane wycieczki:
Km: | 90.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:00 | km/h: | 15.00 |
Pr. maks.: | 53.00 | Rower: | Kelly's Quartz |